Najnowsze wpisy na blogu
WIN - Ilona Anczarska | Każdemu roi się ‘ROI’ czyli po co gonić za wskaźnikami?
182
post-template-default,single,single-post,postid-182,single-format-standard,ajax_fade,page_not_loaded,,side_area_uncovered_from_content,qode-theme-ver-13.3,qode-theme-bridge,wpb-js-composer js-comp-ver-5.4.5,vc_responsive

Każdemu roi się ‘ROI’ czyli po co gonić za wskaźnikami?

Każdemu roi się ‘ROI’ czyli po co gonić za wskaźnikami?

Każdy dwoi się i troi – by uzyskać ROI (Return On Investment). Projektując szkolenia, realizując szkolenia – gonimy za wskaźnikami i celem, vcm_s_kf_repr_150x113słychać: „Kirpatrick”, „HPI” i wszystko co możliwe… Najlepszy sposób na sprawdzenie czy się udało osiągnąć zamierzony efekt – pojechać do firmy po roku i sprawdzić – jak to obecnie działa? Co zostało? Czy – coś zostało? Czy – widoczne są zaplanowane początkowo efekty?

Jeśli tak – super! Przecież o to chodziło. Ale okazuje się, że „super” – nie tylko dla organizacji. Z badań nad wypaleniem zawodowym wynika, że czynnikiem wspomagającym syndrom ‘burnout’, jest m.in. brak gratyfikacji, czyli m.in. brak poczucia efektów swojej pracy. Jeśli się więc udało i widzisz namacalne efekty swojej pracy, projektu – dzięki nim będziesz mógł dłużej pracować w swoim zawodzie, nadal będąc zaangażowanym – jako HR, konsultant, trener…

Jeśli nie – wielka szkoda! Wtedy dobrze jest podobno znaleźć sobie hobby polegające na wytwarzaniu jakiegoś konkretnego, namacalnego efektu. Wtedy każde dzieło – napisana książka, ulepiony bałwan, wyhodowany kwiat na działce – jest cegiełką do zapobiegania wypaleniu.

Więc do dzieła! – gońmy za ROI albo – po pracy lepmy bałwany, grabmy liście, bądź np. malujmy ikony.

2 komentarze
  • Marcin
    Posted at 20:05h, 05 września Odpowiedz

    Od dawna wydaje mi się, że szkolenia pełnią w organizacji (mojej przynajmniej) rolę, która jest pośrednio związana z Twoim wpisem. Że same w sobie są gratyfikacją w co najmniej dwu wymiarach:
    1) mamy w firmie szkolenia, które cieszą się dużą renomą, są „elitarne”; nie każdy może wziąć w nich udział, więc jeśli się już na którymś jest, człowiek ma poczucie nagrody, wyróżnienia, wstąpienia do klubu wtajemniczonych
    2) coraz więcej szkoleń przebiega u nas w zgodzie z zasadą nadrzędności procesu nad zawartością i ludzie wykorzystują to (w dobrym znaczeniu słowa) do odwentylowania (bardzo modne u nas słowo) stresów, jakich nasza korpo im nie szczędzi. Czasami ma to związek z bezpośrednim wyżaleniem się trenerowi, z rozpracowaniem jakiejś sytuacji z prawdziwego życia w warsztatowym ćwiczeniu, a czasami polega jedyni na jedno- dwudniowym oderwaniu od trudnej codzienności, spotkaniu kolegów z innych działów, miast itp.

    Luźne skojarzenie, ale takie myśli mi się nasunęły po lekturze Twoich refleksji o wypaleniu.

    Trzymam kciuki za blog!

  • Ilona
    Posted at 16:03h, 06 września Odpowiedz

    Dzięki:). Pisząc powyższy tekst miałam na myśli projekty długofalowe, gdy celem jest osiągnięcie zmiany zachowań czy wskaźników. Ta perspektywa nadaje szerszy kontekst wkładanej pracy i motywuje do wysiłku jak łamigłówka umysłowa (w myśl powiedzenia „nie dośpię i nie dojem, ale pogonię za roi-em”:)). Jeśli potem widać zmianę – jest to naprawdę super – takie rzeczy pamięta się na długo i jest to niezły „dopalacz” do dalszej pracy. Ale bywa, że odpowiedzialność za efekty wykracza poza rolę trenera, konsultanta czy partnera HR, ponieważ dużo jest tzw. zmiennych niezależnych, np. fala zwolnień, zmiana na rynku etc. W takich przypadkach – poczucie gratyfikacji z włożonej pracy może być mizerne, i to właśnie miałam na myśli.

    Ale fakt, że poza grabieniem liści powinnam wspomnieć o wrzucaniu do „kuferka gratyfikacji” – satysfakcji jak piszesz, płynącej, z „procesu” . Spotykam się z tym, że czasem zleceniodawca docenia „proces” i uwzględnia go wręcz w celach, zlecając szkolenie a czasem – nie. Jako zleceniobiorca można się spotkać z oczekiwaniami dotyczącymi zadań wdrożeniowych w szkoleniach z tematów dość niewymiernych, przekładających się na pracę – pośrednio. W tym roku uczestniczka opowiadała mi, jak została wysłana na szkolenie, „ze stresu”, w którym był sztywny wymóg zadań wdrożeniowych. Miała dylemat – czy nic nie wpisać, bo to było dość osobiste (a był wymóg, że ksero dostawał szef), ale wtedy – byłaby posądzona – jej zdaniem – o brak wniosków. Czy też wpisywać…

    Czyli generalnie jestem za przemyślanymi i adekwatnymi celami szkoleń. Uważam też, że jako trener czy konsultant, aby nie wypalać się w swoim zawodzie, warto mieć swój niezależny system zdobywania gratyfikacji, jako tzw. „spadochron zapasowy”. Wspomniana przeze mnie powyżej łamigłówka umysłowa – także może być gratyfikacją sama w sobie, ponieważ: „goniłem, goniłem, … i nie dogoniłem – ale…przyrosło mi ileś neuronów!:)” – jakże przydatnych w pracy i poza nią (a podobno ubywa nam ich codziennie – tysiące!).

Post A Reply to Ilona Cancel Reply